Formacja SGO

20140207 Seminarium Drewniak 2014 GRAK – relacja Cuba

Pewnego dnia przeglądając Facebooka trafiłem na ogłoszenie konkursu przez magazyn Special Ops. Do wygrania były 2 wejściówki na Seminarium Drewniak VII. Z racji mojego dziwnego szczęścia do wygrywania różnych konkursów na FB zdecydowałem się wystartować, czyli napisać w komentarzu dlaczego właśnie ja powinienem wziąć w nim udział. Po kilku dniach czekania, w umówionym terminie sprawdziłem wyniki i… tak, wygrałem jak zapewne czytający już zdążyli się domyśleć. Pozostało jedynie zorganizowanie czasu i środków na przejazd z Gdańska do Warszawy by wziąć udział w tym wydarzeniu. Bardzo fajnym motywem w tym wszystkim było to, że delegacja z SGO liczyła wraz ze mną 5 osób. WORT w składzie Radek, Łosiu i Irek, oraz Gdańsk – Monter i Ja. Tym samym perspektywa spędzania weekendu z kolegami bardzo mi się uśmiechała.
Nadszedł 7 luty, piątek, dzień wyjazdu do Warszawy. Spakowany i wyposażony w rzeczy które organizator zalecił zabrać ze sobą, wraz z Żoną i Córką ruszyłem do Warszawy. Obie Panie po dojeździe zostawiłem u Teściowej, skąd kolega z Warszawy podwiózł mnie i mój cały ekwipunek spakowany w 2 plecaki do Muzeum Powstania Warszawskiego pod którym czekali już koledzy z pod sztandaru SGO i reszta osób dokonujących formalności związanych z udziałem w Seminarium. Po podaniu imienia i nazwiska każdy otrzymał numer poprzedzony oznaczeniem grupy do której został przydzielony. W przypadku naszej piątki była to grupa Alfa (ponad to były grupy Bravo i Charlie, sądząc po składzie osób w Alfie były do niej przydzielone osoby związane z szeroko pojętym środowiskiem military-survival w Polsce). Do tego każdy pobrał 2 koszulki (biała musiała być zawsze na wierzchu – na bluzie czy kurtce, szara zaś była typowo okolicznościowo-pamiątkowa), wyprawkę z suplementami i zupami wysokobiałkowymi produkcji ActivLab i katalog Helikon-Tex.
Po tych czynnościach skierowano nas na sale wykładową w MPW. Nie ma co ukrywać, duża ilość uczestników stłoczonych na sali i brak klimatyzacji zaczął dawać się wszystkim we znaki, a plecaki na które w pewnym momencie zaczęło brakować miejsca skutecznie utrudniały przemieszczanie. Pomyślałem „Ciężko od początku… „. W końcu, gdy wszyscy byli już na sali wywołano grupę C do wyjścia na sale Muzeum, następnie grupę B, na końcu A. Ustawiono nas grupami i rozpoczęła się ceremonia otwarcia Seminarium które inaugurował nie kto inny jak Płk. Piotr Gąstał, dowódca JW GROM w towarzystwie m.in.: Lidii Drewniak, przedstawicieli korpusu oficerskiego WP, oraz żołnierzy JW 2305.
Co ciekawe, organizatorzy seminarium zapewnili nam na początku solidną lekcje patriotyzmu polegającą na zwiedzaniu Muzeum Powstania Warszawskiego. Tu wielki ukłon z mojej strony dla przewodnika (niestety nie zapamiętałem personaliów). Szanowny Pan oprowadzał nas i opowiadał z taką pasją, że każdemu życzę by przy okazji wizyty w MPW trafił właśnie na niego!


Po 1,5 godziny spędzonej na zwiedzaniu skierowano nas po plecaki i pod pomnik powstańców w celu złożenia hołdu, następnie do autokarów i na Powązki by odwiedzić grób Leszka Drewniaka i Sławomira Petelickiego. Nie muszę chyba mówić, że niezwykłe doświadczenie dla pasjonata jednostek specjalnych.
Po wizycie na Powązkach wracamy do autokarów i jedziemy w tylko instruktorom znaną lokalizację. Po około godzinie jazdy znajdujemy się pod Muzeum Techniki Wojskowej pełniącym rolę naszej bazy przy pierwszym zadaniu. Przed przejściem do realizacji podział na sekcje. Ląduje w sekcji z Łosiem z WORT, co owocuje wyrobieniem sobie bardzo dobrego zdania na jego temat i w tym miejscu serdecznie go pozdrawiam.
Długo mógłbym opowiadać o szczegółach, więc najważniejsze: naszym instruktorem zostaje Siwy, przekazuje nam mapy, nakreśla zadanie. Mamy dotrzeć do punktu kontrolnego w określonym czasie, tam się z nim spotkać, następnie udać się do punktu wykonania zadania, wykonać je, po czym wrócić do punktu kontrolnego i tam wykonać następne. Parę warunków: do punktu kontrolnego dotrzeć w odpowiednim czasie, jak będzie za długo, Siwego nie będzie, zadanie nie zaliczone. Następnie: iść razem, nikt nie zostaje. Jak ktoś zostanie zostawiony, nie dojdzie, albo będzie musiał zostać zgarnięty, cały zespół nie zalicza. Leave no men behind, jak widać zasada wpajana od początku.
Po tym odbyło się jeszcze szkolenie dla nawigatorów i szyfrantów wybranych w sekcji. Było konieczne do działań. No i ruszamy.


I teraz skupie się na sobie, epilogu i przestrodze. Marszu było między 20 a 25 km. Popełniłem błąd wręcz przedszkolny. Kto normalny wkłada buty taktyczne GROM na marsz czy bytowanie w terenie? Nikt. No tak, ale ja normalny do końca nie jestem. Po około 10 km zaczęły odzywać się pęcherze. Bolesne, wyjątkowo bolesne, a niestety wiem co mówię bo zmagałem się z tym rodzajem kontuzji już na IV Biegu Morskiego Komandosa. Pomimo zaopatrzenia w przerwie marszu niewiele to wszystko pomogło. Marsz był dla mnie bardzo bolesny, nie mniej jednak udało mi się dotrzeć do bazy, w głowie brzmiało mi cały czas, że wracają wszyscy razem, albo zespół nie zalicza.
Po dotarciu zgłosiłem kontuzje i zmieniono mi opatrunki. Przespałem się tyle snu ile nam zostało, chyba 1,5 godziny. O ile przed pójściem spać robiłem półkroki, o tyle rano nie nazwałbym tego nawet w ten sposób. Musiałem ze łzami w oczach (i tu nie przejaskrawiam) zrezygnować. Pozostał mi niedosyt, tym bardziej, że dopisało mi wielkie szczęście z udziałem w Seminarium. Musiałem przełknąć gorycz porażki.
Tyle ile dane mi było udziału w seminarium oceniam bardzo dobrze. Było dokładnie tak jak zapowiadano. Mało snu, duży wysiłek fizyczny i psychiczny. W przyszłym roku na pewno wrócę i nie będzie mowy o porażce.
Na koniec dziękuję osobą będącym w mojej sekcji za wsparcie gdy każdy krok których do zrobienia było wiele sprawiał mi potężny ból i za zrozumienie z czym było dane mi się zmierzyć.
Pozdrawiam również wszystkich uczestników seminarium, ekipę GRAK oraz Siwego który jest świetnym instruktorem!

Cube