Kiedy dowiedziałem się o Seminarium Drewniak 2014 sądziłem, że będzie to impreza skupiająca miłośników sportów/systemów walki. Z upływem czasu napływały nowe wiadomości od znajomych oraz od organizatorów. Poczytałem opisy poprzednich edycji i…….. nie mogłem doczekać się wyjazdu do Warszawy.
Po przeczytaniu wiadomości o potrzebnym wyposażeniu nabrałem jeszcze więcej ochoty do działania ,po przeczytaniu ostatniej wiadomości na temat misji zamurowało mnie. Jako człowiek interesujący się historią Cichociemnych ,starający dołączyć do grona współczesnych kontynuatorów tej wspaniałej tradycji mogłem podczas misji przenieść się choć odrobinę w realia jakim musieli sprostać w walce z okupantem. Wspaniała przygoda się kroiła….
Po przejechaniu połowy Polski wraz z I. spotkaliśmy się z G. (który pełnił rolę gospodarza jako Warszawiak) stawiliśmy się w wyznaczonym miejscu – Muzeum Powstania Warszawskiego. W kolejce po numerki pierwsze spotkanie z kadrą instruktorską w postaci B. ,który od samego początku ”zagęszczał atmosferę” w tym przypadku komentując moją muskulaturę. Świetne przywitanie zwłaszcza, że z chęcią przyjmuję na klatę takie wymiany zdań. Po tej krótkiej pogawędce wiedziałem, że przez następne kilkadziesiąt godzin nudno nie będzie (B. okazał się fachowcem oraz świetnym gościem).
Część historyczna zostawiła w mojej głowie olbrzymi apetyt na więcej. Historyk oprowadzający włożył serce w to o czym opowiadał. Świetne doświadczenie.
Zwiedzanie muzeum ,oddanie czci Powstańcom ,zapalenie zniczy na grobach gen. Bałuka ,gen. Petelickiego i płk Drewniaka nadało dalszym godziną odpowiedni klimat i atmosferę.
Po miłym wstępie i zapakowaniu grupy do autokaru ruszyliśmy.
Naszą bazą na następne godziny okazały się ”kazamaty”. Podzieleni na zespoły pod okiem instruktorów (w moim przypadku Magda, którego mogłem do tej chwili oglądać w niektórych książkach ”branżowych”) szykowaliśmy się do wykonania misji. Padający za oknami deszcz nie zachęcał aby wyjść na zewnątrz. Po zaakceptowaniu przez Magdę naszego planu ruszyliśmy. Cieszy mnie to, że trafiłem na mocną grupę. Każdy dawał radę pomimo różnego doświadczenia i wieku. Myślę też, że podczas akcji jak również podczas całego seminarium mogłem nauczyć się wielu ważnych rzeczy (dzięki Owca i Spazzio). Zadanie z pogranicza działań specjalnych i wywiadu zostało w ocenie Instruktora wykonane dobrze, choć kilka błędów kosztowało nas porcję pompek.
Po krótkim czasie na sen w którym praktycznie nie spałem Kadra obudziła wszystkich ”miłym” akcentem. Świetne doświadczenie. Zawsze bądź gotów! Myśl!
Przewieziono wszystkich na kolejny etap -Fort GRAK.
Przekraczając bramę przywitanie w postaci okrzyków ”mocno dopingujących” tych nieco wolniejszych ,wróżyło ciężką przeprawę. Już na wstępie można było wydedukować, że Instruktorzy pieścić się z Nami nie będą. Tak właśnie było – wymagająca Kadra ,narastający stres i wymagania. Fizyka przeplatana myśleniem-zadania! zadania!.
Muszę przyznać, że na tym etapie coś we mnie przeskoczyło wpadłem w tryb pracy oraz zachowania spokoju-bardzo ciekawe doświadczenie którego wcześniej nie znałem. Przy narastającym stresie i obciążeniach potrafiłem zachować opanowanie ciągle działając efektywnie. Bezcenne doświadczenie na przyszłość.
Chciałbym tym miejscu docenić wkład Instruktora- Boba w wyedukowaniu ekipy co do zadań wartownika. Stara szkoła. Bob okazał się kopalnią wiedzy na tematy działań specjalnych oraz wszelakich. Pytałem o niektóre działania JW2305 o których gdzieś się przeczytało a w odpowiedzi padało zazwyczaj ”…a noo tak ,byłem, kurde świetna sprawa itp”. BEZCENNE. Pozdrowienia dla Pana PILOTA.
Chwila odpoczynku (nie mogę zasnąć chociaż zmęczenie daje się we znaki) i ruszamy dalej. Ludzie w autokarze śpią jak się da. Żeby tylko zdrzemnąć się te kilka minut po drodze. Kolejny etap wita nas solidną rozgrzewką oraz treningiem walki. Na tym etapie zaczynają się kontuzje, krew z nosa i czasem troszkę nerwów. O to chodziło -działać na zmęczeniu pod presją. Przepocone już po raz któryś ciuchy tworzą ”specyficzny klimat’ ciężkiej pracy. Niemal od razu po treningu zaczynamy……..
kolejny trening. Tym razem mata -MMA. Miałem styczność z MMA ale nigdy nie trenowałem w takich warunkach na takim zmęczeniu , i co???
I (opisany później przez C. ) klik przeskakujący w którymś momencie w umyśle utrzymuje się dalej. Wszystko działa ,ciało działa , umysł też daje radę. Jest 3 lub 4 rano więc pora już…..na szkolenie medyczne.
Z medycyną pola walki miałem do czynienia w stopniu podstawowym więc mam solidną powtórkę. Grupa wykonując ciągłe zadania medyczne na zmianę podtrzymuje resuscytację fantoma. W pewnym momencie głowa mi leci na kilka sekund. Na szczęście mogę liczyć na kolegów (dzięki Kuba) i nie dostaję kary.
Nad ranem kładziemy się na krótki odpoczynek. Pojęcia nie mam czy spaliśmy godzinę ?dwie?
Zrywają nas na równe nogi i lecimy na Militarny Trening Funkcjonalny. Konkretny wycisk przy ostro ”motywujących” instruktorach przerywany na krótkie sprawdzenie logicznego myślenia.
W moim wykonaniu totalna porażka. Wiem, że nad tym popracuje mocno. Trzymam się dalej choćbym miał to wszystko od nowa powtórzyć.
Po treningu odpoczynek. Spać się nie kładę. Jest wąskie grono (3 kumple z którymi przyjechałem – dali rade), które także nie śpi. Szkoda czasu na sen gdy obok są mega pozytywni, ciekawi ludzie o podobnych celach i zainteresowaniach, w tym również zawodowcy.
Szkolenie się kończy.
Jestem usatysfakcjonowany tym ,że dałem radę. Spotkałem mega ciekawych ludzi. Nawiązałem nowe kontakty.
Najważniejsze jest jednak to że słowa Bartka Gaguckiego ”to co wcześniej było dla niektórych sufitem , dziś staję się podłogą” są do bólu trafne w stosunku do mnie. Za rok moja podłoga będzie jeszcze wyżej i nie mogę się doczekać następnego seminarium.
Za to wszystko chciałbym podziękować panu Majorowi i Bartkowi Gaguckiemu oraz całej kadrze GRAK.
Ps. Za rok proszę nowy sufit ustawić wysoko -przygotowujemy się.
Czołem!
Radek W.