Formacja SGO

20160813 Bieg Katorżnika – IV miejsce Danger (SGO Wrocław)

O Biegu Katorżnika w Lublińcu Kokotek za wiele pisać nie trzeba, wiele z Was było albo chociaż słyszało, bądź też czytało o nim. Mówią o nim że poniewiera, upadla i miesza z błotem. W tym roku i ja postanowiłam to sprawdzić i tak naprawdę sprawdzić siebie oraz swoje możliwości, jak i poznać słabości. Jak co roku bieg odbył się w okolicy połowy sierpnia, w tym roku po raz XII zawodnicy wystartowali w dniach 12 sierpnia 2016 roku w tzw „ucieczce zakładników”, kończąc dnia następnego, którego to natomiast wystartowali zgłoszeni do fal biegu głównego, gdzie o godz. 11:00 na starcie zameldował się Danger (SGO Wrocław) a o 12:00 ja. Zapisy do biegu skończyły się w kosmicznym tempie, dla biegu mężczyzn zamknięto je z tego co mówiono na starcie w niespełna 5 minut, dla kobiet dnia następnego po około 24 godzinach.
Do Lublińca przyjechałam asekuracyjnie dość wcześnie dnia poprzedzającego start, Danger z racji tego, że do startu miał przysłowiowy „rzut beretem” mógł sobie pozwolić na przybycie tuż przed startem. Zadowolona z tego, że nie padał deszcz nocą poprzedzającą bieg, spędziłam wieczór na jednej z wyznaczonych do rozbicia namiotów łąk w towarzystwie napływających uczestników biegu. Choć tak naprawdę cały czas zastanawiam się czy wydarzenie jakim jest Katorżnik można nazywać biegiem, bo jest to w istocie wielokilometrowa przeprawa przez jezioro Posmyk i otaczające je bagna, rowy melioracyjne, trzęsawiska, krzaki, lasy i sitowia.

Nakręcona wcześniej zasłyszanymi od znajomych opowieściami o Katorżniku ledwo zasnęłam, a noc minęła tak szybko jak pstryknięcie palcami. Rano na spokojnie miałam czas pozbierać myśli i przygotować się do biegu.  Już teraz wiem że o ile będzie mi dane wystartować za rok, nie popełnię kilku błędów jeżeli chodzi o ubranie. Pamiętajcie: koniecznie długie lekkie i (niestety Panowie) obcisłe leginsy, chyba że ktoś lubi mieć przepiękne rany  (to się jeszcze okaże ale zapewne też blizny na nogach). W moim przypadku to nie wskazane, bo czasami zakładam coś innego niż spodnie:P Ja niestety postawiłam na minimalizm i poleciałam bieg w krótkich i teraz liżę rany. Co do butów to z czystym sumieniem mogę polecić Adidasy Kanadie, super bieżnik na taki teren, choć ja niestety miałam tylko te z gore i one niestety nabrały wody i błota, którego nie chciały jej wypluć. Bluzka na krótki rękaw bo ręce aż tak bardzo nie dostają.

Wracając do samego startu. Na starcie o 11:00 spotkałam w końcu Dangera, zwycięzcę fali z ubiegłego roku. Szybka wymiana zdań, bardzo cenne dla mnie uwagi na temat trasy i podejścia do samego startu. Podekscytowana zbliżającym się startem, z szeroko otwartymi oczami oglądałam start chłopaków o 11-stej, kiedy to po odliczaniu z pełnym impetem wskoczyli z plaży i betonowego nabrzeża do jeziora, niezbyt ciepłego, bo pogoda też nie rozpieszczała. Na usta cisnęło mi się jedynie „wow”, a już za godzinę sama zrobiłam to samo.

Na starcie ustawiłam się w przodzie stawki i tak też ruszyłam w trasę, która początkowo ciągnęła przez ok. 500 metrów wzdłuż brzegu na głębokości lustra wody do pach, wzdłuż trzcin. Później zaczęła się prawdziwa walka ze sobą i z konkurencją i prawdą jest to jak wyjdziesz z jeziora, tak o ile forma i wytrzymałość, jak również szczęście pozwoli to na takim miejscu skończysz bieg, byle tylko utrzymać tempo i dobrze rozłożyć siły. A dlaczego?

IMAG2545

Późniejsza trasa ciągnie w przeważającej części po wąskich korytach rowów melioracyjnych, gdzie wyprzedzanie graniczy z cudem, więc albo jesteś wyjątkowo szybki i wytrzymały i w gęstej mazi błota uda się jakimś cudem wyprzedzić kogoś przed, albo wykorzystasz błąd konkurencji, jakieś pechowe potknięcie, choć jak zauważyłam (i co mnie cieszy) i czego też byłam uczestnikiem, ludzie na trasie pomagają sobie. Tylko nieliczne jednostki nie reagują na takie zdarzenia. Podobało mi się to, że ktoś wyciąga do Ciebie pomocną dłoń jak nie możesz wydostać się z koryta rowu, kiedy musisz krótkim odcinkiem lasu, krzaków i przez powalone drzewa przebiec do kolejnego rowu, gdzie czeka na Ciebie jeszcze bardziej gęste i śmierdzące błoto, w którego głębinie znajduje się jeszcze więcej konarów, korzeni i luźno zatopionych gałęzi, a przy niektórych tunelach i mostach, które trzeba było pokonywać na zmianę górą i dołem niekiedy wystających metalowych prętów i rur.

DSC_0023

O poważną kontuzję naprawdę nie jest ciężko i trzeba mieć się na baczności i liczyć na to, że akurat tam gdzie stawia się nogi nie ma czegoś co może Ciebie połamać, bądź też poważnie zranić, tak by uniemożliwić dalszy bieg. Na trasie poza bagnami i podobnymi zbiornikami wypełnionymi błotem i szlamem, poza odcinkami wodnymi jeziora Posmyk wytyczonymi wśród zarośli i sitowia, nielicznymi odcinkami w lesie, pomiędzy rowami melioracyjnymi, gdzie znajdowały się naturalne przeszkody w postaci powalonych drzew, na koniec czekał na nas dłuższy  (na moje oko ok. 1,5 kilometrowy), kręty i obfity w naturalne przeszkody odcinek leśny, zakończony już przy mecie sztucznymi przeszkodami w postaci drewnianych kratownic, okopów, tuneli z opon i podobnych, skąd wpadało się na pomost i z niego na metę. A tam… to czego pragnie każdy Katorżnik, tj. sława, popularność.. haha… NIE!!!

20160813_144243

Na mecie czeka satysfakcja, którą pieczętuje zawieszana na szyi podkowa. W moim przypadku siły pozwoliły mi na zdobycie brązowej, Dangerowi – srebrnej. Nie ważne jest na mecie to że masz krwawiące nogi, Twoje piszczele są tak obolałe i opuchnięte, że aż dziwne że jeszcze stoisz na nogach, a w ustach i w każdym zakamarku ciała masz ogromne ilości błota. Liczy się satysfakcja, czujesz radość, że się udało ukończyć ten niezwykle ciężki bieg. Bieg inny niż wszystkie w jakich do tej pory brałam udział. Za rok planuję tam wrócić i stanąć tak na starcie jak i na mecie, a nie wszystkim się to udaje.

Oficjalne wyniki:

Iwona (Gdańsk) 8 MIEJSCE

Danger (Wrocław) 4 MIEJSCE