Formacja SGO

20170210 I miejsce SGO na GF Point17 kategoria Team

W dniach 10-11.02.2017 roku odbyła się kolejna edycja zawodów GF POINT organizowania przez Gunfire. Tak jak w zeszłym roku tak i teraz odbywały się one w okolicach Marciszowa i Gór Lisich jednakże w innej części rozległych górskich terenów okalających miejscowość.

Z racji tego, że w tym roku mieliśmy bronić tytułu lidera wiedzieliśmy, że musimy dać z siebie wszystko. Konkurencja była bardzo liczna a niektóre drużyny bardzo mocne. Najbardziej obawialiśmy się Formacji Śląsk oraz jeszcze jednej ekipy, która w zeszłym roku deptała nam po piętach i zajęła trzecie miejsce.

Skład naszej drużyny taki sam jak rok temu: Marek, Danger, Gruby i ja. Przygotowanie kondycyjne mieliśmy na bardzo dobrym poziomie – niewiadomą były pozostałe konkurencje na punktach kontrolnych.

Tegoroczny bieg był nawiązaniem do formuły sprzed dwóch lat: czyli tzw. prolog – bieg nocny na dystansie ok. 10-12 km start o godz. 24:00 – drużyny musiały pokonać wyznaczony dystans by dotrzeć do bazy (wypoczynkowej), którą otwierano o 5 rano. Tam można było odpocząć (o ile ktoś się wyrobił  w czasie) i start na właściwy bieg był planowany na godz. 8:00 rano.

Po odprawie o godz. 00:00 ok. 0:30 wszystkie drużyny ruszyły zgodnie z kierunkiem odczytanym na otrzymanych mapach. Już po chwili okazało się, że prolog to w efekcie bardzo ciężkie podejścia i zejścia pod dosyć strome góry, które wydłużyły znacząco dystans pokonywanych kilometrów. I tak z zakładanych 10-12 km po dotarciu do bazy zrobiło się prawie 20 km.

Ale po kolei. Do pierwszego punktu dotarliśmy przechodząc przez płoty, bo chcieliśmy sobie skrócić drogę – najedliśmy się przy tym trochę strachu bo obok sędziów stał tam również radiowóz i obawialiśmy się, że niekoniecznie obecnym tam funkcjonariuszom będzie się podobał nasz skrót. Całe szczęście obyło się bez niespodzianek – okazało się że nie byliśmy jedyni, którzy korzystali z tego „indiańskiego” skrótu. Danger jak zwykle bezbłędnie nawigował i kolejne punkty zaliczaliśmy bez problemu. Dopiero pod koniec nałożyliśmy (przez własną nieuwagę) jakieś 2 km w stosunku do planowanej trasy.

Jednym z ostatnich punktów prologu było zdobycie umocnionej bazy przeciwnika – tutaj trzeba było skorzystać z replik. Mi niestety (zgodnie z tradycją J) bateria w replice odmówiła posłuszeństwa i w efekcie robiłem za cel – czyli skupiałem na sobie ogień przeciwnika, by reszta zespołu mogła wykonać zadanie. Udało się nam je  ukończyć z 50% stratami, ale zgodnie z regulaminem punkt był zaliczony. Gdy doszliśmy z powrotem do sędziów podbić perforację, spotkaliśmy tam chłopaków z Formacji Śląsk – niestety jeden z nich nabawił się paskudnej kontuzji i został odwieziony karetką. Szkoda – zapowiadała się emocjonująca walka – no i żal nam był chłopaków.

Na punkt zborny dotarliśmy 10 min. przed jego otwarciem, ale miła Pani nas wpuściła i mogliśmy skorzystać z ciepłej herbaty i odpoczynku do godziny 7:30. Mieliśmy ten przywilej, że jako pierwsi wybraliśmy sobie  miejsce.  Zdrzemnęliśmy się chwilkę – niektórzy na wąskiej szkolnej ławce a część na podłodze. Z czasem dochodziły do punktu następne drużyny, nie było więc mowy o śnie – co chwila ktoś wchodził, zapalał światło i hałasował.

O 8:00 wyruszyliśmy do właściwego biegu. Wcześniej ustaliliśmy trasę na świeżo otrzymanej mapie. W trasie mijaliśmy już zawodników z porannego biegu Pro.

Pierwszy punkt kontrolny – po prostu podbicie perforacji u sędziego i dalej w trasę. Cały czas pod górę w scenerii zimowej. Całe szczęście trasa wiodła utwardzoną drogą więc nie było tak źle. Do następnego punktu dotarliśmy zgodnie z założeniami – tam był test z wiedzy medycznej. Nasi dwaj „medycy” Danger i Gruby mieli pole do popisu. Całe szczęście było to w drewnianej chacie więc można było sobie chwilę usiąść.

Po rozwiązaniu testu ostry marszobieg dalej pod górę do kolejnego punktu – test sprawności fizycznej. Z tym nie mięliśmy większego problemu, choć małe zamieszanie na początku mogło skutkować nie zmieszczeniem się w limicie czasu. Udało się jednak i dalej w drogę.

Kolejny punkt – malownicze ruiny zamku, w których był do wykonania test na podstawie ukrytych informacji w terenie. Udało nam się go bez większych problemów wykonać. Tam okazało się, że tradycyjnie wybraliśmy zaliczanie punktów w innej kolejności niż większość ze spotykanych zespołów (w tym  pozostałych naszych).

Do kolejnego punktu mięliśmy ostro pod górę – taki sprawdzian z tzw. linówki – wejście i zejście w uprzęży na skałach. Ten punkt nie sprawił nam najmniejszego problemu – tym bardziej, że zaliczał to tylko jeden z członków zespołu.

Następny odcinek był chyba najcięższym w całym biegu – prowadził najpierw drogą pod górę a następnie ścieżką w śniegu na szczyt góry, gdzie było ważenie oporządzenia. Ścieżka była wąska, nierozchodzona (przed nami szły tylko dwie osoby, które wyprzedziliśmy). Śnieg był częściowo zmrożony, śliski. Było niebezpiecznie i ciężko. Ryzyko kontuzji ogromne – daliśmy jednak radę. Zważyliśmy plecaki i szybkim marszem do następnego punktu – zdobycia bazy używając replik ASG. Tu można było w razie powodzenia zyskać/stracić dodatkowe punkty. Tym razem udało mi się uruchomić replikę i brałem czynny udział w „walce”. Współpraca grupowa zaowocowała pełnym sukcesem – wyeliminowaliśmy drużynę przeciwnika bez strat własnych zdobywając dodatkowe punkty.

Dalej trasa prowadziła ostro w dół do strzelnicy z broni ostrej. W tym roku był podział na rożne kategorie, broń krótka, długa. Ja dostałem Glocka – trafienia 10/10 – wynik końcowy zespołu 38 pkt/40.  Dalej szybkim marszem do kolejnego punktu – pod górę na parking obok stawów – strzelanie z broni ASG. Wszystkim nam poszło bardzo dobrze – ten punkt mimo obaw z mojej strony zaliczyliśmy z bardzo dobrym wynikiem – zmieściliśmy się w czasie i w punktacji pomimo tego, że strzelanie poprzedzone było wysiłkiem fizycznym więc nie było łatwo.

Do kolejnego punktu musieliśmy się niestety częściowo wrócić po własnych śladach.  Dalej trasa prowadziła polną drogą, która w pewnym momencie pod śniegiem przestała być widoczna i szliśmy wg. wskazań kompasu. Tam chcieliśmy sobie skrócić trochę drogi „przez pola” i w efekcie skutek był odwrotny do zmierzonego. Po ciężkiej przeprawie, zapadając się po kolana w śniegu dotarliśmy do kolejnego punktu – testu z wiedzy „o roślinkach” jak to nazwaliśmy. Sądzę, że na tym teście straciliśmy sporo punktów – wszystkie odpowiedzi były przez nas typowane „z palca”. Nikt z nas kompletnie nie wiedział nic na temat zagadnień tam poruszanych.

Z tamtego punktu został nam tylko marsz do ostatniego– testu wiedzy o ASG – niestety był on sporo oddalony od nas i trasa dłużyła nam się niemiłosiernie. Po drodze mijaliśmy kilkakrotnie zespoły i innych uczestników biegu, więc wiedzieliśmy, że inne drużyny również są już w tym punkcie lub z niego wracają. Nie wiedzieliśmy czy mają zaliczone już wszystkie punkty, czy jeszcze nie więc samopoczucia nasze nie były najlepsze. Jak zwykle do testu wysłaliśmy Dangera. 5-7 minut i wracaliśmy już do bazy w Marciszowie. Na mecie dało się nam we znaki zmęczenie – prysznic po biegu dał nam chwilę wytchnienia i pomógł choć częściowo się zregenerować. Było już tam sporo zawodników więć wiedzieliśmy, że nie jesteśmy pierwsi. Pocieszaliśmy się jedynie tym iż mogli to być uczestnicy innych kategorii biegowych.

Przez cały czas oczekiwania na ogłoszenie wyników byliśmy bardzo niepewni czy udało się nam powtórzyć zeszłoroczny sukces.  Napięcie sięgnęło zenitu tuż przed ogłoszeniem – ale udało się!

Trasę pokonaliśmy najszybciej – sporo punktów straciliśmy na zadaniach – podejrzewam, że „test o roślinkach” był tym najgorszym. Ale nie było to ważne – obroniliśmy tytuł z zeszłego roku i tylko to się liczyło. Wynik był skutkiem ciężkiej pracy całego zespołu, dobrego przygotowania zarówno fizycznego jak i teoretycznego. Drugie miejsce na podium zajęła drużyna, którą znaliśmy z poprzedniej edycji – wtedy zajęli trzecie miejsce za Formacją Śląsk. Odgrażali się w żartach, że za rok uda im się przeskoczyć na I miejsce – zobaczymy.

Za rok startujemy ponownie – zapewne w tym samym składzie.  W końcu I miejsce zobowiązuje!!!