GF Point 2019 – coroczne zawody realizowane w górach na południu Polski – tym razem były to Góry Suche – a dokładniej Park Krajobrazowy Sudetów Wałbrzyskich. Baza jak rok temu była w miejscowości Mieroszów. Zamiar był jasny – sprawdzona ekipa, ogień od początku do końca i 100% poświęcenia a efekt będzie zamierzony.
Niestety jeden z członków sprawdzonej ekipy Maro doznał poważnej kontuzji i w przeddzień zawodów musieliśmy szukać jego następcy, co nie było łatwe, bo już reszta SGO była przydzielona do Team Adventure. W ostatnim momencie sięgnęliśmy po już raz sprawdzone rozwiązanie – po Ose.
Osa biegł z nami już raz w BMK i udało nam się wtedy wygrać bieg – młody chłopak, mocny zawodnik, dobrze czytający mapę, a przede wszystkim przyjaciel i człowiek z którym dogadywaliśmy się bez słów.
Finalnie w kategorii Team wystartowali: Gruby – weteran tego biegu, Osa – mocny świeżak GFPoint -owy, Kursik – wybiegany wyjadacz i ja – staruszek w porównaniu do reszty.
W bazie zawodów dostrzegliśmy ekipę z Wrocławia, z którą rywalizowaliśmy rok temu o I miejsce – mocne chłopaki, charty wybiegane i przede wszystkim obeznani z mapą – studenci Akademii Wojsk Lądowych. Wiedzieliśmy, że są od nas lepsi kondycyjnie, więc walka będzie do ostatniej chwili zacięta.
Bieg jak co roku składał się z dwóch etapów: etap nocny i etap dzienny. Na etapie nocnym dostaliśmy mapę ze współrzędnymi, gdzie musieliśmy odnaleźć poszczególne punkty i do nich dotrzeć. Na miejsce startu zostaliśmy dowiezienie autokarami.
PO krótkiej odprawie rozpoczęliśmy bardzo forsownym marszem tuż za studentami z Wrocławia na przełaj, po nieużywanej linii kolejowej. Zima w tym roku dopisała i brodziliśmy po kolana w śniegu, ciężko się maszerowało. Za nami szła część ekip, reszta wybrała trasę drogą. I to był nasz pierwszy z całej listy błędów – jak dotarliśmy do pierwszego punktu, to były tam już inne ekipy – czyli drogą pomimo dłuższej trasy było szybciej. Czekał nas teraz forsowny marszobieg po ośnieżonych zalesionych zboczach z mnóstwem dróg, dróżek, ścieżek, stromych podejść itd. Nie byliśmy do końca pewni czy idziemy właściwą ścieżką i obawiam się , że sporo kilometrów nadłożyliśmy na tym etapie. Niektóre drużyny mijaliśmy kilkukrotnie błądząc po lesie. Jednakże do punktu REST dotarliśmy jako drudzy, zaraz za Studentami z Akademii Wojsk Lądowych. Mieliśmy sporo czasu, by się oporządzić, wypić coś ciepłego, zjeść i nawet się chwilę przespać.
Zgodnie z regulaminem następnego dnia wystartowaliśmy jako drudzy – dostaliśmy nową mapę z zaznaczonymi punktami w numeracji od 1 do 15, z tym że pkt. 10 był nieobowiązkowy. Mała zmyłka polegała na tym, że na otrzymanej mapie nie było punktu z którego startowaliśmy – trzeba było porównać mapę z poprzedniego dnia i wtedy wszystko było jasne. Nam zajęło to kilka minut.
Ruszyliśmy ostro do pierwszego punktu. Przed nami zauważyliśmy jedną z drużyn, która chciała sobie skrócić trasę podchodząc pod strome zbocze – nie był to najlepszy pomysł zważywszy na głęboki śnieg. Pobiegliśmy zgodnie z mapą drogą – w oddali zamajaczyła nam kolejna drużyna szli z drugiej strony i w efekcie spotkaliśmy się na skrzyżowaniu dróg – okazało się że są to studenci z AWL i teraz zaczęła się walka. Było ślisko, choć pogoda dopisała, świeciło słońce szybki , forsowny marszy nie był tak męczący. Pierwszy punkt – nr 11, było tam przewidziane strzelanie do celu – poszło nam dosyć dobrze – zyskaliśmy nawet bonusowe minuty. Ruszyliśmy żwawo za studentami – dotarliśmy do punktu nr 2 – przyporządkowanie magazynków do replik w czasie 60 sek. Tu niestety zabrakło mi 2 sekund by zmieścić się w czasie i dostaliśmy 20 min.. kary. Chcieliśmy to nadrobić, te karne minuty na trasie więc zdecydowaliśmy się na ryzykowne podejście pod górę do punktu nr 3 . I to był nasz główny błąd który zaważył na całości biegu – nie dość, że szliśmy cały czas pod górę, zapadając się w śniegu powyżej kolan, torując sobie drogę na zmianę, to pokonanie ostatnich 100 metrów bardzo stromego podejścia zajęło nam 45 minut – śnieg po pas i głębszy skutecznie wyssał z nas siły. Gdy już stanęliśmy na szczyt, na szlaku okazało się, że jego oznaczenia są pod śniegiem i zaczęliśmy błądzić szukając właściwej drogi. Starta kolejnych 30 minut. W końcu udało nam się odnaleźć szlak i dotarliśmy do pkt. 3. Tam było tylko podbicie perforacji i dalej w drogę – Przed nami pkt nr 12 na szczycie góry Dzikowiec przy wierzy widokowej gdzie było ważenie plecaków. Tam ponownie spotkaliśmy studentów z AWL, tylko że oni mieli już zaliczone 2 punkty więcej od nas. Było wiadome, że ciężko nam będzie ich dogonić. Ale walczymy do końca więc biegiem w dół do punktu nr 13 – składanie i rozkładanie karabinku AK. Tutaj Kursik popisał się perfekcyjną znajomością tej broni – zrobił to w limicie czasu bez najmniejszego problemu.
Ruszyliśmy czym prędzej do kolejnego punktu – tym razem nr 5 gdzie była konkurencja sprawnościowa: pajacyki, noszenie ciężkich skrzynek itd. – zaliczyliśmy ją sprawnie i bez problemu. Kolejny punkt był na szczycie góry Lesista Wielka – tam było zadanie testowe. Część wiedzieliśmy, część nie – nie wiem jak finalnie nam poszło, ale czym prędzej ruszyliśmy dalej by nadrobić jak najwięcej straconego wcześniej czasu.
Kolejny punkt – nr 4 – bardzo fajny pomysł zadania a mianowicie uporządkować w kolejności historycznej loga poszczególnych biegów GF point. Pomyliliśmy się w jednym miejscu i nie udało się nam zaliczyć tego zadania – w efekcie nie zyskaliśmy żadnych bonusowych minut.
Kolejne dwa punkty obowiązkowego przejścia – 14—15 . Strzelanie z replik – w tym momencie mieliśmy już tylko dwie sprawne repliki na 4 ale udało się nam wyeliminować przeciwników. Po raz drugi z rządu okazało się że to Gruby dysponuje najlepszym sprzętem, który niezawodnie działa w tak ekstremalnych warunkach. Po zaliczeniu pobiegliśmy dalej.
Już wtedy wiedzieliśmy, że nie uda nam się zaliczyć wszystkich punktów n trasie – liczyliśmy tylko na to, że inni też będą mieli z tym problemy. Ostatecznie zaliczyliśmy jeszcze tylko dwa punkty, z tym że nie udało nam się już wejść na liny, by zyskać dodatkowe minuty bonusowe.
Ponad to jeden z minuty na minutę zaczął czuć coraz większe zmęczenie i w końcówce musieliśmy mocno współpracować by zdążyć przed zamknięciem mety. Udało nam się w ostatniej chwili na 2 minuty przed końcem czasu.
Na mecie zjedliśmy ciepły posiłek i wróciliśmy do bazy zawodów – całe szczęście udało się tam podjechać samochodem . Na miejscu okazało się, że nasza ekipa w kategorii Adventure ma spore szanse na podium. My nie mieliśmy zbyt dobrych humorów, mieliśmy świadomość popełnionych błędów i niedociągnięć i obawialiśmy się że nie uda się w tym roku stanąć na podium.
Z niecierpliwością czekaliśmy na ogłoszenie wyników – tak jak się spodziewaliśmy :I miejsce zajęli studenci z AWLII miejsce team nr 424, III nasz team,.
Różnica czasu pomiędzy nami a II miejscem wynosiła tylko 3. Te ostatnie kilometry zaważyły na czasie. Ta edycja biegu sporo nas nauczyła:
– po pierwsze – trzeba z głową podejmować decyzję o skracaniu sobie trasy szczególnie zimą w górach
– po drugie – nawet jak wydaje ci się że jesteś na czele to niestety może to być złudne uczucie
– po trzecie – niekoniecznie najkrótsza trasa jest najszybsza,
-po czwarte – trzeba być przygotowanym na ostrą walkę do samego końca.
Gratulacje dla wygranych, byli naprawdę dobrzy, solidnie wybiegani i z ogromną wolą walki. Czas mieli 50 minut lepszy od nas i zaliczone dwa punkty więcej – SZACUNEK !!!!
Za ro startujemy ponownie by spróbować znów stanąć na podium ale tym razem przynajmniej oczko wyżej a jak się uda to dwa oczka! Spotkamy się za rok!!!!