Formacja SGO

20181130 100 lat Polsko, 100 km SGO, czyli ekstremalne wyzwanie na czarnym szlaku

Informacje na skróty w meldunku SALTR:

S (Situation) – przy patronacie Fundacji Sprzymierzeni z GROM i stowarzyszenia KRS Formoza zorganizowaliśmy 100 kilometrowy marsz z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości
A (Action) – pełną trasę czarnym szlakiem wzgórz szymbarskich przeszły 4 osoby, 3 osoby przeszły ponad 75 km.
L (Location) – Trasa wiodła czarnym szlakiem z początkiem w Sopocie i nawrotką w okolicy Dolnej Huty
T (Time) – przejście trasy zajęło 16 godzin 47 minut
R (Reaction) – działania podejmowane przez siły własne

Pewnego wieczoru pod koniec października rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Zerkam na wyświetlacz „Ram SGO”… już wiedziałem, że będzie się działo!

R-Siema!

L-Hej!

R- Mówiłeś, że lubisz się ruszać, że kontuzja już przechodzi… Jest taki pomysł. Z okazji 100-lecia Niepodległości Polski pokonajmy dystans 100km.

L-Chyba czytasz mi w myślach!

Po kilku tygodniach białej taktyki- analiz, planowania – przyjęto formę marszobiegu w otwartej formule czyli uczestnikiem mógł zostać każdy chętny chcący uczcić 100-lecie Niepodległości razem z SGO.  Wieczór 30. listopada był mroźny i wietrzny. Zebraliśmy się na starcie pod pomnikiem Armii Krajowej w Sopocie. Chwilą ciszy i zapaleniem zniczy uczciliśmy pamięć wszystkich bojowników o Niepodległą Polskę. Przed startem naszej 14-ki usłyszeliśmy kilka motywujących słów „61”- oficera JW GROM. Na starcie podzieliliśmy się na dwie grupy. Szybszą prowadzoną przez Mario i mocną zabezpieczaną przez Franka. Trasę marszobiegu wyznaczał czarny szlak Wzgórz Szymbarskich.

Nadszedł czas. Ruszyliśmy z zapałem, zwartą grupą pod górę. Znajdując oznaczenie czarnego szlaku skleciliśmy na zachód, w las. Przywitał nas bezśnieżny starodrzew sosnowy z domieszką buka. Ciemność! Widzę ciemność! W ruch poszły czołówki. Mario narzuca tempo. Z radością pokonywaliśmy kolejne przewyższenia Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Zakładam, że jest tak urokliwy jak go sobie wyobraziłem. Co kilkaset metrów z biegu przechodzimy w szybki marsz. Bacznie pilnujemy trasy- nie trudno się zagubić w takich ciemnościach i przepastnych lasach. Stawka się rozciągnęła. Nigdy nie zostawiamy swoich. „Czekamy na was” krzyknął ktoś żartobliwie do pozostających z tyłu. Po kilku minutach byliśmy w komplecie. Biegniemy dalej. Prawo. Lewo, prawo z górki… Co qrde?!  Ja pier… słychać wśród naszej ekipy. Już widzieliśmy to miejsce! Szybka zbiórka i narada. Gdzie popełniliśmy błąd? Analiza przyniosła wnioski. Ze spotęgowaną czujnością wróciliśmy na trasę. Tym razem bezbłędnie. Stawka znów się rozciągnęła. Przed przekroczeniem Spacerowej robimy postój. Czekamy na wolniejszych. Łyk gorącej herbaty od Mario nadaje smaku wyprawie.

Zbliża się północ. Uformowane dwa pododdziały (szybszy i mocny) działają dalej oddzielnie. Szybka analiza: dystans, czas, siły. Ruszamy biegiem! Odpoczywając w szybkim marszu poznajemy towarzyszy. Wychodzimy z pod osłony lasu. Otwarta przestrzeń wita nas wiatrem potęgującym mróz. Podczas marszu odczuwamy zimno. Biegamy więcej niż zakładaliśmy. Niedoleczona kontuzja zabiera z czoła Skoczka, który staje się podporą nowego pododdziału-  wolniejszych szybkich. Po ponad trzech godzinach od startu, korzystamy z dobrodziejstw środowiska… antropogenicznego- ciepła czekolada dodaje nam sił. Utrzymujemy kontakt z pozostałymi pododdziałami. Mamy przewagę ok. 1km nad wolniejszymi i ponad 3 nad mocnymi. Nasz pododdział pod dowództwem Mario składa się z 4 osób czyli Mario i Skoczka z SGO Gdańsk i rekruta Legbada (również z SGO Gdańsk) oraz Patryka podoficera rezerwy  WP.  Przemy naprzód, bieg, szybki marsz, bieg… Nagle.. znam to miejsce… biegłem tędy we wrześniu na Kaszubskiej Poniewierce! Podaję szczegóły czekającej nas trasy. Mijamy jezioro Otomińskie, później ciasny zbieg w kierunku Doliny Raduni. Zbliżamy się do Łapina i Czapielska, gdzie  przy dawnej szkole wkraczamy na znaną Patrykowi i mi trasę KRS Formoza Ultramaraton Kaszubski. Jest raźnie! Sprawnie pokonujemy kolejne kilometry. Jest! Właśnie pokonaliśmy dystans maratonu… pierwszego maratonu na naszej trasie. Szczekanie psów, biegną w naszym kierunku. Zaskoczyliśmy je w środku nocy, przecież jesteśmy tu nieproszonymi gości. Oby ogrodzenie było kompletne…! „Chwilę” później docieramy na półmetek przy jeziorze Głęboczno w Nowej Hucie i zdajemy raport Ramowi.

2

Odczuwamy zmęczenie jednak zauważamy dzikie jabłonie, a na nich owoce. Mmmm… zapewne są słodkie! Po chwili każdy z nas ma swoje świeżutkie jabłko. Wspominałem, że było mroźno…?  O mało nie połamaliśmy sobie zębów. Łyk gorącej herbaty od Mario wart był fortuny. Gdy ruszyliśmy w drogę powrotną nasze morale rosły, ale moja kontuzja zaczęła o sobie przypominać.  Po kilku kilometrach nawiązaliśmy kontakt z oddziałem wolniejszych szybkich. Kontuzje ich przetrzebiły, lecz pozostali parli na przód. Kolejne kilometry stawiały przed nami coraz większe wymagania. W Czapielsku spotkaliśmy się z oddziałem mocnych: Frankiem, Andrzejem, Anią i Moniką. Wymieniliśmy się wiadomościami i ruszyliśmy w dalszą drogę. Widok wschodu słońca dodawał nam sił, a kolejne kilometry przychodziły nam z coraz większym wysiłkiem. Bieg, marsz, szybki marsz, bieg…i zaliczyliśmy już dwa maratony. Robimy przerwę na odtajające, dzikie jabłka. Ich smak na długo zapamiętamy.

Ruszamy!  Ból przybiera na sile, kontuzja powraca. O zgrozo zbiegi są dla mnie najtrudniejsze.  Każdy kilometr stawia nam opór. Nie jesteśmy już obcymi sobie uczestnikami marszobiegu, jesteśmy już zwartą grupą. Wspieramy się w chwilach zwątpienia, dzielimy się własnymi zapasami. Widać Sopot! Morale rosną, zęby się zaciskają z bólu. Byle do celu! Chyba było widać po nas zmęczenie-  mijani przez nas ludzie przypatrują się nam. Przemy na przód- pod pomnik! Ostatni kilometr nie chciał się, lecz z radości ostatnich stu metrów chyba nikt z nas nie pamięta. Po 15 godzinach i 23 minutach powróciliśmy pod pomnik. Nasze twarze emanowały radością, ulgą i braterstwem. W limicie czasowym zmieściła się nasza czwórka, pokonując wyznaczona 100 km. Poza naszym zespołem tylko Annie, Monice i Andrzejowi udało się pokonać ponad 75km. Każdy z uczestników dał z siebie wszystko. Było warto!

1 (1)

3

Relacja: Legbad (rekrut SGO Gdańsk)