SITUATION: Na Ogólnopolską Selekcję SGO „OPS12TPK″ stawiło się 14 uczestników
ACTION: Selekcję ukończyło 6 uczestników
LOCATION: Trójmiasto
TIME: 261200MAR22-271600MAR22
REACTION:
Był piękny sobotni, wiosenny poranek.. Docieramy na miejsce zbiórki,- siłownia plenerowa, Gdańsk Oliwa. Jesteśmy pierwsi. Ja- G1207 i mój mąż G1212. Po chwili pojawiają się kolejni śmiałkowie…i kolejni ..w sumie 13. pogawędki w stylu „skąd przyjechałeś ” itp.. obserwacja… , ale w głowie różne myśli… Do selekcji przygotowywałam się konkretnie, i miałam jeden zamiar, że ” po dobroci” sama nie zrezygnuję… Widząc kompanów, pomyślałam, że łatwo nie będzie, ale tak naprawdę nikt tu na piknik nie przyjechał.
Kilka minut przed 11-stą pojawiają się zamaskowani instruktorzy. To pewnie ma wzbudzić w nas pewien niepokój.. Jeden rekrut pojawia się spóźniony. W nagrodę robimy pompki. Wymarsz. SKM-ką docieramy daleko poza Trójmiasto. Na parkingu, przegląd ekwipunku, trochę ćwiczeń… Dowiadujemy się, że wśród nas jest podstawiony uczestnik. Prawie wszyscy obstawiają na „spóźnionego”, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Pierwsze zadanie: marsz brzegiem Radunii, by dotrzeć do punktu zbiórki, po drodze co ok 300 m metrów „wycieczka” na skarpę, zejście i dalej marsz. Już na tym etapie widać, słabsze ogniwa w naszej grupie. Instruktorzy, jak mantrę powtarzają ” zespół jest tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo”.
Po dotarciu na miejsce, dostajemy kolejne zadanie: odnaleźć informatora, który przekaże nam zadania. Podział na zespoły, wybór liderów i radiotelefonistę. W międzyczasie na radiu pada hasło „potrzebny ratownik, podejrzenie zawału”, na szczęście był to fałszywy alarm. Po dość długich poszukiwaniach, jeden z zespołów, odnajduje informatora w opuszczonym domku letniskowym. Kolejne zadanie, odnaleźć torbę. Po jej odnalezieniu musieliśmy wygłówkować, jaki jest szyfr. Udało się. W środku zaszyfrowane miejsca, które należy oznaczyć, a potem dotrzeć na miejsce zbiórki, by nie zostać pojman przez instruktorów. Dalszy marsz.
W bunkrach, otrzymujemy kolejne zadania, odnaleźć obiekty i wykonać ich szkice 3D. No, do Rembrandta nam daleko, ale za to już do Picassa bliżej. Po wybuchowej ewakuacji z bunkra, ruszamy dalej. Jest już ciemno . Po pierwszej „wpadce” nawigacyjnej, już wiemy, jak mamy się poruszać. I tu dowiedzieliśmy się, że wśród nas był kolejny podstawiony uczestnik. Po drodze ktoś rezygnuje. Atrakcje w formie podporów, pompek, przysiadów… Docieramy do transformatorowni. Co jakiś czas ktoś musi być liderem grupy, a ktoś nawigatorem… Zadania dla mózgu – dotrzeć do punktu, zapałki, kartki z jakimiś terminami operacyjnymi do nauczenia, kostka Rubika… „Pogawędki” z instruktorami… Maszerujemy dalej… I dalej… Co jakiś czas bieg. Marsz wzdłuż jeziora Łapińskiego, z atrakcją w formie czołgania pod bramą.
Docieramy do punktu, którym miał być most na Radunii, jednak- „ku wielkiemu zaskoczeniu” instruktorów mostu nie było, zapadł się i trzeba było podążać torami na plażę do Otomina. W tym momencie było nas 6 osób.- 2 kobiety i 4 mężczyzn. Tempo niczym Korzeniowski na olimpiadzie. Docieramy do cypla, gdzie przy ognisku siedzą sobie instruktorzy. A nam już normalnie sople wisiały. Przymrozilo.
Kolejne zadanie: w parach, uciekać wokół jeziora, by nie dać złapać się pościgowi. W nagrodę, że wszystkim udało się dotrzeć, pozwolono nam rozpalić ognisko. Czas 60 minut. Na tym etapie chyba każdy z nas w myślach motywował się do dalszej walki. Pojawiły się odciski, otarcia… Odezwały stare kontuzje… Gdy komuś zabrakło siły, to siła grupy napędzała, motywowała… Mnie zawsze towarzyszy jedna myśl „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą” … Kolejne zadanie, dotarcie do kolejnego etapu.
Marsz… Zaczęło świtać… Dobry znak, już jest jutro… Po drodze uczymy się poruszania w kolumnie, w zespole.. Po dobiegnieciu do punktu, – kolejne zadania. Instruktor po angielsku przekazał zadanie. To akurat zrozumiałam, ale później to już było dla mnie zbyt skomplikowane, za moich czasów w szkole uczyli ruskiego. Zadanie: znaleźć torbę z bronią i zatargać na najwyższy szczyt wzgórza. G1212 rzucił hasło” Drąg”, no i chłopaki nieśli torbę na drągu pod górkę, niczym prosiaka na ucztę. Nawet instruktorzy uśmiali się na ten widok. Potem kolejne zadanie,: patrol, zdobycie trzech wzgórz. Wyposażeni w atrapy karabinów, podążaliśmy za naszym nawigatorem, jak owce za pasterzem… I tak nasz kolega otrzymał ksywę ” „Pasterz”…. Góra.. dół… Góra… Koniec zadania. Dla urozmaicenia ćwiczenia z belką…
Potem szkolenie z obsługi broni… Następne zadanie: z kryjówki, dotrzeć do drzewa nie dając się złapać.. potem rozwiązanie testu…(tego lepiej nie komentować). Polecenie „ustawić się w szeregu”. Instruktor podaje każdemu rękę, mówiąc ” gratuluję”… Ale radość… Ulga… I pada drugie zdanie: ” gratuluję, idziecie do następnego zadania”. Gdyby przetłumaczyć nasze myśli w tym momencie, to by było ” pii, pii, pii”… Ale trzeba działać dalej. Bieg po ścianie wzgórza, góra- dół… Potem instruktor mówi, że możemy już wyciągnąć telefony, iść do sklepu..itp… mając czas do 15.55, czyli 5 minut przed maksymalnym czasem w jakim powinna zakończyć się selekcja… Ja wciąż myślę, że to jakiś żart…bo przecież selekcja jeszcze się nie skończyła.. dwie osoby, poszły do sklepu.
Ci, którzy zostali dostali zadanie, rozpalić ognisko, zrobić kije do kiełbasek… Kilka minut przed czasem byliśmy w komplecie. Zbierali się również instruktorzy…Myślałam, że skoro zostało nam jeszcze 5 minut, to jeszcze będą chcieli nas „dobić” pompkami itp… Padło hasło ” koniec selekcji”.!!! Gratulacje, uściski… Emocje.. Duma z siebie…
Tego nie da się opisać. To trzeba przeżyć. SELEKCJA trwała od soboty 11.00 do niedzieli 16.00. Selekcję przetrwały nr G1201, G1204, G1207, G1212, G1214,G1223.
Brudni, kulejący, lecz przeszczęśliwi wróciliśmy do domu. Najstarsi wśród zwycięzców- niczym stare dobre małżeństwo…
Foto: Victoria Argent, materiały własne